Poezja i eseistyka w najlepszym formacie
  • In English
  • Strona główna
  • Mapa strony
  • Dodaj do ulubionych

Recenzje  Miłość, droga pani Schubert... 


Milość wciąż pozostaje tematem tyleż modnym, co stygmatyzującym, dobrym dla twórców marzących o masowym odbiorcy, gotowym zapłacić za obecność na listach bestsellerów nieobecnością na kartach historii literatury. Dzieje się tak zapewne zwielu rozmaitych przyczyn, acz faktem jest, że - oddaję tu glos Agacie Bielik-Robson - „w eleganckim wykształconym Towarzystwie nie wypada dobrze mówić o miłości. (...) Śpiewa o niej cala popkultura, opiewają ją komiksy, wielbią opery mydlane. Tymczasem tzw. kultura wysoka wyraża się o niej albo pogardliwie, albo w ogóle milczy" Jak z tym „porażającym banałem" radzi sobie Ewa Lipska? Pytanie jest zasadne, bo tytuł jej najnowszego tomu „Miłość, droga Pani Schubert... " od niego właśnie każe zacząć.
MIŁOŚĆ DLA ZAAWANSOWANYCH
Miłość nigdy nie była dominującym tematem liryki tej autorki. Statystycznie rzecz ujmując, erotyki to margines jej twórczości, natomiast utwory opisujące miłość, której pointą jest życiowy happy md, to margines tego marginesu. Statystyka, jak powszechnie wiadomo, jest jednak dość kiepskim kryterium literackim. Dla- tego też błędem byłoby uznać, że ilość ma tu coś wspólnego z wagą, a tym samym, iż motyw to nieistotny. Co go charakteryzuje? Wskazałbym na trzy cechy, które „erotyki" Lipskiej stawiają w opozycji względem znacznej części tego, co powszechnie kojarzy się z liryką miłosną.
Pierwszą z nich - czemu bez wątpienia sprzyja język poetki, która rezygnując z tradycyjnej miłosnej leksyki, od lat poetycko wyzyskuje terminologię związaną ze światem nauk ścisłych - jest antysentymentalizm. Lipska, pomijając początkowe tomy, jest w tej materii wyjątkowo konkretna, daleka od jakiejkolwiek czułostkowości ikiczowatego liryzmu, niemal brutalnie rzeczowa, jak chociażby w znakomitym wierszu otwierającym najnowszą książkę, którego bohater co prawda „wierzy w życie pozagrobowe" ale miast powtarzać platoński mit o dwóch połówkach, lub przywoływać jakąś jego romantyczną kliszę, jak na dziecko scjentyzmu przystało, wizję wiecznej miłości snuje za pomocą narracji przynależnej nauce. „Spotkamy się na pewno - przekonuje współ- czesny Werter nowoczesną Lottę - wWielkim Zderzaczu Hadronów. / Zapewne będzie pani cząstką liczby, którą dodam do siebie. / Suma nie będzie wymagała żadnego wyjaśnienia. To mniej / więcej tyle ile wynosi miłość. Minus katastrofa" („Wielki Zderzacz Hadronów"). To jedna kwestia. Druga wiąże się z tym, iż erotyki Lipskiej - paradoksalnie - z erotyką niewiele mają wspólnego. Przynajmniej jeśli tę definiować jako notację miłosnych uniesień czy epatowanie czytelnika obyczajowymi prowokacjami. Lipska, rówieśniczka Wojaczka, rewelatora polskiej liryki miłosnej, jest w tej sferze nadzwyczaj dyskretna, ale też świetnie zdaje sobie sprawę, że literatura już dawno oddała tu pole sztukom wizualnym. Z drugiej strony dyskrecję poetki równie dobrze można uznać za wyraz przekory względem synoptykalnego, jawnie ekshibicjonistycznego modelu kultury popularnej, w której zarówno erotyzm, jak i ciało odgrywa rolę absolutnie pierwszoplanową(...)
Wreszcie kwestia trzecia, czyli perspektywa, z jakiej poetka przygląda się związkom. Spośród wielu etapów, jakie przechodzi każda relacja miłosna, autorka upodobała sobie przede wszystkim ten, w którym dawni kochankowie „uczą się śmierci w miłości" („Dyktando"). Nie chodzi jednakże o tylekroć opisywane relacje Erosa i Thanatosa, to byłoby zbyt proste, zresztą ten wariant poetka przećwiczyła już wiele lat wcześniej. Chodzi raczej o wprowa- dzenie w przestrzeń poezji tego, co zwykło się określać „prozą życia" a więc o liryczną wiwisekcję przemiany, mówiąc metaforycznie, tego, co było ogniem w popiół („Czy to, co zaczęło się w ogniu, ma szanse na pożar" - pyta poetka w utworze „Miłość"), lub - ujmując rzecz wprost - o skrupulatny opis metamorfozy kochanków w „maszyny do zmywania naczyń" („Maszyna do zmywania naczyń"). To akurat nie do końca przypadek bohaterów najnowszego tomu, ale zanim przyjdzie to do- precyzować, najwyższa pora powiedzieć, z kim w ogóle mamy tutaj do czynienia...

ZAGRAJMY TO JESZCZE RAZ, DROGA PANI SCHUBERT, Grzegorz Olszański, Tygodnik Powszechny nr 26/2013




Są listy egzaltowane, pełne skreśleń i kleksów, oraz listy „na czysto”, zwięzłe, gęste, szanujące atrament i inteligencję adresata. Ewa Lipska już po raz drugi występuje w roli kuriera, przekazując pani Schubert bileciki od anonimowego kochanka (zdaje się, że pomaga mu je pisać) i przy okazji – cóż za nielojalność – pokazując je nam. Liryzm tych tekstów jest powściągliwy, stoicki, myślący. Zamiast tkliwych westchnień – migawki ze współczesności: Wielki Zderzacz Hadronów, aukcja na Allegro, sucha karma dla psa. Dzięki chłodnemu opisowi szalony, stechnicyzowany XXI w. wytraca nagle tempo i okazuje się jedną z wielu scenografii, w których człowiek od tysiącleci rozgrywa swoje małe i wielkie dramaty.
Częścią tej scenografii jest język, traktowany przez Lipską – po nowofalowemu – z dużą nieufnością: nie tyle jako narzędzie poznania, co „nakładka” na rzeczywistość.
Dramatyzm tematów, wyczuwalny już w tytułach: „Ciemność”, „Wirus”, „Tryb awaryjny”, „Teorie spiskowe”, „Wybuch”, udaje się poetce zneutralizować poprzez, dokonujące się w rozbłysku metafory, dystans wobec wszystkiego, na co nie mamy wpływu, także – wobec prawd ostatecznych, poprzez empatię, wyjście z siebie, przekroczenie antropocentryzmu. I wyobraźnię rodem z „Alicji w Krainie Czarów” czy nowelistyki Poego.
Lipska to mistrzyni metafory „do-rzecznej”, sprowadzającej pojęcia ogólne do przedmiotów – jak w brawurowej „Tęsknocie”, która jest „sklepem z artykułami metalowymi” z wiszącym na ścianie „certyfikatem dłużących się godzin”, „długą nierdzewną nocą, zestawem do montażu”. Prozy poetyckie z tomu „Miłość, droga pani Schubert...” nie mają centrum, jednego na zawsze ustalonego miejsca, gdzie kumuluje się sens. Można je konstruować za każdym razem inaczej. Jak zestaw do samodzielnego montażu. 

Tadeusz Dąbrowski, Polityka, 21 maja 2013




« powrót
opracowanie Prekursor