"Czy książka o miłości to skandal?"

Z Ewą Lipską rozmawia Marianna Starzyk
O nowym tomie, współczesności, czytelnikach i sposobie pracy z Ewą Lipską rozmawia Marianna Starzyk.
Marianna Starzyk: Kim jest pani Schubert?
Ewa Lipska: Proszę mnie nie pytać, kim jest pani Schubert, bo to nie jest istotne. Chodzi o to, że dwoje ludzi ma sobie coś do powiedzenia, coś ich łączy, łączyło, czy będzie łączyć... Rozmawiają o miłości, o historii, o czasach, w których żyją, o przemijaniu, śmierci... A więc o tym wszystkim, o czym rozmawia ze sobą ludzkość od początku swojego istnienia. To pytanie zadawano mi już przy tomie "Droga pani Schubert..." Odpowiadałam wtedy, że to jedna z nas; może właśnie wchodzi teraz do tej kawiarni, może z niej wychodzi, może mieszka w Paryżu, może w Krakowie, może w Meksyku...
MS: A nie bała się Pani pisać o tak wyeksploatowanym motywie? Tak bardzo wprost użyć tego słowa? E.L: Czy sugeruje Pani, że książka o miłości to skandal? Dla mnie skandalem jest myślenie, że o miłości nie można już pisać finezyjnie, subtelnie, z fantazją i wyrafinowaniem. Teraz często przedrukowuje się podręczniki z dziedziny seksuologii, a w prawie każdym piśmie czytamy jak trzeciorzędni celebryci wypowiadają się na tematy łóżkowe. Podręczniki ważne są w wychowaniu seksualnym w szkole, a ekshibicjonistom współczuję... To nie ma nic wspólnego z miłością, o której mówimy... Erich Fromm twierdził, że "bez miłości ludzkość nie mogłaby istnieć, ani jednego dnia". W miłości znajdujemy się poza realnym czasem, poza rozumem...
MS: Czy przyjaźń może być miłością?
E.L: Może być, ale to nie jest reguła. Jest taki rodzaj przyjaźni, który nazwałabym miłością, ale też może być taki etap w miłości, który nazwałabym przyjaźnią. Wszystko zależy od sytuacji, od tego co się w nas i wokół nas dzieje, na jakich "częstotliwościach" pracują nasze osobiste "fale"... Ale też od naszej kultury, intelektu, duchowości, rozumu... Zawsze będziemy pisać o miłości, ten temat istnieje od początku świata; zaczęło się od "ogrodu rozkoszy", biblijnego raju, Edenu, stworzonego przecież dla Adama i Ewy... Chodzi o to, aby o tej miłości pisać inaczej, na swój indywidualny sposób... I to jest najtrudniejsze.
MS: Czy to właśnie poszukiwanie własnej formy skłoniło Panią do wymyślenia pani Schubert?
E.L: Zapewne tak. Pani Schubert pojawiła się w latach dziewięćdziesiątych, w Wiedniu, kiedy pracowałam w Instytucie Polskim. Różniła się od obecnej historycznym tłem, była bardziej uwikłana w politykę i w austriackie realia. Została zapisana w tomie "Ludzie dla początkujących", który został wydany w 1997 roku w wydawnictwie a5. Nie należeliśmy jeszcze wtedy do Unii Europejskiej, której pani Schubert przyglądała się z dystansem. Potem wracała od czasu do czasu w kolejnych tomikach. Coraz częściej interesowały ją problemy egzystencjalne, sytuacje graniczne człowieka uwikłanego w rzeczywistość pełną ekonomicznych i politycznych zagrożeń. Czasami zastanawiam się, co będzie dalej z panią Schubert; może zniknie na jakiś czas, wyjedzie... MS: Mówi Pani, że tom „Miłość droga Pani Schubert...” jest zupełnie inny niż „Droga pani Schubert...”, ale jednak fakt, że oba są komentarzem do otaczającego świata, zadumą nad nim, jest pewną oczywistą analogią. Co je różni?
E.L: Myślę, że jest to jakaś kontynuacja. Coś się w międzyczasie zdarzyło. Pojawia się inna scenografia, którą nazwałabym scenografią podróży. Do tego dochodzą pewne wydarzenia emocjonalne; coś się zaiskrzyło, ktoś się w kimś zakochał... Ale nie ma pewności, czy to uczucie przetrwa, bo jak zawsze w życiu pojawia się los, przypadek, zbieg okoliczności. Moja nie żyjąca koleżanka, która zajmowała się astrologią, powiedziałaby, że to gwiazdy, które o wszystkim zadecydują...
MS: Czytałam, że Pani nie wraca do swoich utworów. Pisze Pani, kończy i to jest zamknięty rozdział. Ale czy jednak zdarza się Pani odkryć całkiem nowe znaczenia dla swoich starych utworów albo pomyśleć o nich z zadowoleniem?
E.L: Jestem trochę jak wyrodna matka, która opuszcza swoje dzieci... Książka oddana do druku już nie należy do mnie. Już jestem w innych tematach, w innych pomysłach, tych najlepszych, bo jeszcze nie napisanych... Czasem zdarza się, że do niektórych wierszy wracam na spotkaniach autorskich. Ostatnio zostałam zaskoczona na spotkaniu w Bydgoszczy, kiedy młoda inteligentna licealistka poprosiła mnie o skomentowanie mojego starego wiersza, "Daltoniści" , a następnie wręczyła mi swoją ciekawą analizę tego tekstu...
MS: Czy inspiruje Panią to, jak młodzież rozumie Pani utwory? Czy to jest fajna młodzież?
E.L: Młodzież jest ciekawa i mamy ze sobą bardzo dobre kontakty. Czasem żartuję, że to mój "literacki elektorat" i że to moja nadzieja na przyszłość. Najważniejsze, że chcemy ze sobą rozmawiać, że jesteśmy siebie ciekawi. I to pod różnymi szerokościami geograficznymi. Dużo jeżdżę po świecie i mam wiele spotkań. Ostatnio byłam w Meksyku i miałam spotkanie z młodzieżą w Lagos de Moreno. Byli świetnie przygotowani, wiedzieli o czym piszę i zadawali mądre pytania. Rozmawialiśmy o podobnych problemach egzystencjalnych, chociaż ich realia są dużo bardziej skomplikowane i trudne, często dramatyczne.
MS: Czy Pani lubi dzisiejszy świat?
E.L: Mam do niego wiele pretensji, ale lepszego nie mamy pod ręką. Żyjemy szczęśliwie między wojnami, a przecież tak nie będzie wiecznie. Jestem ciekawa ludzi i dlatego, jak tylko pozwala mi czas, chętnie się z nimi spotykam. Ważne są rozmowy, które często "rozbrajają" nasze napięcia i stresy.
MS: A co Pani zdaniem najbardziej zmieniło się w rzeczywistości na przestrzeni Pani życia?
E.L: Przybyło mi trochę lat... A mówiąc poważnie, świat kompletnie się zmienił, oczarował mnie niebywały postęp cywilizacyjny, który nie zawsze idzie w parze z postępem moralnym. Medycyna przedłużyła nam życie o około dwadzieścia lat. Żyjemy coraz bardziej w świecie medialnym, wirtualnym...Czy to wszystko wyjdzie nam na dobre? Nie jestem pewna... Ubolewam, że tak zwana "kultura wysoka" spychana jest na manowce, coraz więcej wokół nas tandety, powierzchowności, banału. Z kulturą życia codziennego też nie jest najlepiej, język schamiał... Niestety, duża część polskiej inteligencji zginęła podczas wojny, inni wyjechali z kraju i pewnie już nie wrócą. Często spotykam za granicą Polaków, którym się powiodło i do Polski wpadają jedynie okazjonalnie...
MS: A takie pytanie na koniec: jak Pani pracuje?
E.L: Pracuję w miesiącach zimowych, styczeń, luty, marzec, bo nie lubię tego czasu; jest krótki, wilgotny dzień i ponura ciemność. Wtedy najchętniej uciekam w świat wyobraźni. Wyłączam się z życia towarzyskiego, słucham dużo muzyki, przenoszę się w Nieobecność.